Nie wiem kiedy to się stało, ale skończyłaś dwa lata.

Nie jesteś już bobasem tylko małą dziewczynką. Charakterną. Pięknie mówisz, zdaniami. Nie umiem powiedzieć w którym momencie to się stało, wszystko jest płynne. Czas stał się pojęciem względnym odkąd się pojawiłaś. Jednego dnia miałam w łóżku wierzgające niemowlę, drugiego panienkę, zajmującą pół materaca. Umiesz żartować, droczyć się, Twój spryt mnie nieustannie zadziwia. Dajesz mi popalić, Tacie tak samo. Nie słuchasz się, robisz na złość. W moment potrafisz wyprowadzić mnie z równowagi jak nikt inny. Ale też nikogo tak nie kocham, tak szybko nie wybaczam, nie troszczę się, nie mam ochoty zjeść z tej miłości, nawet gdy chwile wcześniej chciałam wyjść z mieszkania i nigdy nie wrócić. 

Prawda jest taka, że przewartościowałaś wszystko co w życiu miałam i do tej pory układam się na nowo. Dziękuję Ci za to, bo bez Ciebie - co dopiero teraz widzę - było jałowo. Gdybyś się nie pojawiła miotałabym się bez celu. To był odpowiedni moment. Idealny. Nie oznacza to, że jest mi łatwo odnaleźć się w nowej roli, co dnia. Nie prawda, że rodzisz i nagle pstryk, jesteś mamą i rzeczywistość lepi się na nowo niczym ciastolina w Twoich łapkach. To proces, nadal trwa. Walczę o czas (i siły) dla siebie i dla Ciebie, dla Taty, dla Nas. To cudowna walka, warta zmian, udoskonalania, modyfikacji wszelakich sfer życia, ale w szaro-burej rzeczywistości po prostu wykańczająca. Chciałoby się położyć spać na miesiąc. I obudzić obok Ciebie, najlepiej na wiosnę. Bo myślisz, że dlaczego nadal śpisz z nami? Przecież już dawno byśmy Cię nauczyli, masz swoje łóżko. Po prostu oboje z Tatą uwielbiamy gdy jesteś blisko. Ponad to - ja nie potrafię zasnąć gdy nie czuję Cię obok.