Pierwszy słoneczny i ciepły dzień, po bodajże dwóch tygodniach deszczu. Zaczynamy wakacje (nie mylić z urlopem). Klasyczne lato w mieście. Sobota. Śpisz na balkonie, pod cienkim kocykiem w szare kropki, a tuż obok Ciebie, w nogach Twoja kompanka w (roz)bojach - Masza. Popijam kawę, cieszę oko tą zielenią, zachwycam się spokojem bijącym z ukochanej, śpiącej, twarzyczki. Tak się zmieniasz, że nie mogę uwierzyć. Z dnia na dzień spojrzenie nabiera innego wyrazu, a oczy stają się jeszcze głębsze.

Jakie to szczęście, że Cię mam!

Chociaż czasem brak mi sił, tracę nerwy i marzę o świętym spokoju to gdy tylko mam przewietrzoną głowę - jak dziś, w tym momencie - nic nie sprawia mi większej przyjemności niż świadomość, że jesteś tuż obok. Że jesteś, że będziesz, że tyle przed nami.
Dziecko,

zbyt mało tutaj notuję - wstyd mi. Jesteś tak szalona, że ciężko mi za Tobą nadążyć, a znalezienie czasu żeby to jeszcze zanotować staje się nie realne.

Dwa ostatnie miesiące to dla nas masakrą przez duże M. Głównie dla Ciebie, co prawda. Zaczęło się z końcem października, tuż przed urodzinami Poli. Pierwsze zapalenie oskrzeli, w sumie z niczego. Pogoda rozpieszczała, ciepło właściwie do listopada. A tu bęc, choróbsko. Ledwie doszłaś do siebie, powtórka. Antybiotyk #2, chociaż Twoja Matka od zawsze jest przeciwko nim (jak widać słusznie, bo wcale nie pomagają). Tydzień spokoju i zapalenie ucha. W żłobku byłaś tylko gościem, odwiedzając go zarówno w listopadzie jak i grudniu tylko przez tydzień. Jesteśmy tuż po Świętach, znów w domu, kaszlesz na potęgę, a glut się leje strumieniami. Lekarz na 17, następnie o 18.30 prywatna wizyta, z nadzieją, że dowiemy się czegoś więcej niż w naszej przychodni.

Zatem czekamy na wiosnę, z całych sił. Nie wiem czy sanki jeszcze nam się do czegoś przydadzą, czy miałaś okazję pojeździć na nich tylko raz. Prognozy na Nowy Rok to 6`. Klimat się zmienia i oto efekty. Gdyby złapał mróz nie byłoby tyle bakterii. Wolałabym trzeszczący mróz, niż tą chlapę i katar do pasa.

Z przykusego już 86 płynnie przechodzisz w jeszcze nie dawno - taaaaak ogroooomne, o Matko, to na lato może, albo i później! - 92. Spokojnie, szafę masz przygotowaną, jak zwykle.

A gdzieś pomiędzy tym wszystkim zaraz minie rok od kiedy chodzisz do żłobka. Efekty moim zdaniem widać gołym okiem - Twój rozwój najlepszym dowodem. Bałam się, osłuchałam się o tym jak mogę Ci to robić, a teraz te same osoby rozpływają się nad tym jak pięknie mówisz, śpiewasz, tańczysz, liczysz, rozróżniasz kolory. Od lutego rekrutacja do przedszkola. Nie-do-wie-rzam!

Nie wiem kiedy to się stało, ale skończyłaś dwa lata.

Nie jesteś już bobasem tylko małą dziewczynką. Charakterną. Pięknie mówisz, zdaniami. Nie umiem powiedzieć w którym momencie to się stało, wszystko jest płynne. Czas stał się pojęciem względnym odkąd się pojawiłaś. Jednego dnia miałam w łóżku wierzgające niemowlę, drugiego panienkę, zajmującą pół materaca. Umiesz żartować, droczyć się, Twój spryt mnie nieustannie zadziwia. Dajesz mi popalić, Tacie tak samo. Nie słuchasz się, robisz na złość. W moment potrafisz wyprowadzić mnie z równowagi jak nikt inny. Ale też nikogo tak nie kocham, tak szybko nie wybaczam, nie troszczę się, nie mam ochoty zjeść z tej miłości, nawet gdy chwile wcześniej chciałam wyjść z mieszkania i nigdy nie wrócić. 

Prawda jest taka, że przewartościowałaś wszystko co w życiu miałam i do tej pory układam się na nowo. Dziękuję Ci za to, bo bez Ciebie - co dopiero teraz widzę - było jałowo. Gdybyś się nie pojawiła miotałabym się bez celu. To był odpowiedni moment. Idealny. Nie oznacza to, że jest mi łatwo odnaleźć się w nowej roli, co dnia. Nie prawda, że rodzisz i nagle pstryk, jesteś mamą i rzeczywistość lepi się na nowo niczym ciastolina w Twoich łapkach. To proces, nadal trwa. Walczę o czas (i siły) dla siebie i dla Ciebie, dla Taty, dla Nas. To cudowna walka, warta zmian, udoskonalania, modyfikacji wszelakich sfer życia, ale w szaro-burej rzeczywistości po prostu wykańczająca. Chciałoby się położyć spać na miesiąc. I obudzić obok Ciebie, najlepiej na wiosnę. Bo myślisz, że dlaczego nadal śpisz z nami? Przecież już dawno byśmy Cię nauczyli, masz swoje łóżko. Po prostu oboje z Tatą uwielbiamy gdy jesteś blisko. Ponad to - ja nie potrafię zasnąć gdy nie czuję Cię obok.
Moja przygoda związana z karmieniem piersią jest dość zabawna ponieważ rzeczywistość okazała się zupełnie inna niż moje wyobrażenia (podobnie jak z moją teorią o odkładaniu dziecka do łóżeczka i zachowaniu minimum intymności, ale o tym już było).

Przyznaję, nie byłam entuzjastką. Wydawało mi się ono dziwne, nawet zwierzęce. Nie pałałam zachwytem na widok piersi na wierzchu, być może dlatego, że pracując w usługach na własne oczy widziałam przeróżne sytuacje (karmienie przy głównym wejściu do sklepu, gdzie przewija się najwięcej osób / na stole na dziale dziecięcym, po uprzednim zrzuceniu z niego ubrań i przewinięciu tam kupy / etc.). Co prawda nigdy nie mówiłam, że karmić nie będę, ale też nie czułam zewu. Zmieniło się to momentalnie, gdy tuż po porodzie dostałam pod pachę moją różową kluskę - Ciebie, a ona bez chwili zastanowienia się do mnie przyssała. I tak już pozostało. Nie miałam żadnych problemów z przystawianiem jej, tym bardziej z pokarmem - ani nawałów, ani w drugą stronę - nie musiałam podawać mleka modyfikowanego żeby się najadała. W takiej sytuacji, w moim odczuciu, grzechem byłoby odstawiać ją, tylko dla własnej wygody, zwłaszcza, że kompletnie nie czułam takiej potrzeby. Gdy miałam ważne wyjście - odciągałam pokarm, a że takich okazji nie było wiele, laktator posłużył mi dosłownie kilka razy. Widzisz, jakoś tak się złożyło, że i towarzystwo wokół zmarniało, a Twoja Matka uprzednio nie odmawiająca chłodnego piwa w upalny dzień, przestała czuć na nie ochotę. Czujnik gotowości na stałe załączony. Jak nie trudno się domyśleć kwestia karmienia w miejscach publicznych również uległa zmianie, a mój nagi biust w okresie letnim widziało może nie tyle pół Lublina, co wszystkie najbliższe ciocie i rodzina.

Poza tym nie oszukujmy się, to wygoda. Nie musisz nic przygrzewać, kupować, pilnować. Jedzenie masz zawsze przy sobie, w idealnej temperaturze i konsystencji. Zwłaszcza w nocy jest niezastąpione.

Niespodziewanie - choć nie ukrywam, że od paru miesięcy chciałam już zakończyć ten temat - we wrześniu udało nam się odessać od siebie. Nie zupełnie naturalnie.. ale skutecznie. Dziękujemy Ci, kochana musztardo (!). Jak widać tylko dorosłym smakujesz wybornie. Małe podniebienia nie są zachwycone Twoim aromatem, aż do stwierdzenia, że cycuś się zepsuł, ble. Prawdopodobnie nie zdecydowałabym się na taki krok gdyby nie to, że powroty ze żłobka zamieniały się w masakrę - przez całą drogę nawoływanie o mleczko, szukanie piersi pod bluzką, kończące się dopiero w mieszkaniu. Nie do wytrzymania, odbierające uroki wiosny i lata, które można z przyjemnością spędzić na powietrzu, nie koniecznie z dzieckiem uwieszonym przy piersi. Zwłaszcza takim które już mówi zdaniami, a obiad je sprawnie łyżką i widelcem.

Karmiłam dużo dłużej niż początkowo zakładałam (to już przerobiłyśmy) bo ponad półtora roku, co wcześniej było dla mnie nie do pomyślenia. Wydaje mi się, że wyszło bardzo naturalnie, bez spin, że muszę - chciałam. Bez sugerowania się opiniami innych ludzi, bez ich ingerowania w moje decyzje, choć nie ukrywam, że pod koniec tej przygody zdarzało mi się słyszeć różne komentarze po których przez moment czułam się jak Matka siedmiolatki ssącej pierś na stojąco.

Na koniec trochę Coelho, ale kiedyś to nie było dla mnie tak oczywiste jak dzisiaj. Może za kilkanaście lat, lub trochę później będziesz miała własne dzieci i te słowa oddadzą Ci otuchy i pewności. Naturalność i podążanie za własną intuicją uważam za kluczowe w moim (i każdym innym!) macierzyństwie. Ważne żeby pamiętać, że dla każdej Matki co innego będzie zgodne z jej przekonaniami, dlatego nauczona doświadczeniem bardzo mocno staram się nie oceniać cudzych decyzji, o ile nie są realnie skrajne. Zostawianie tygodniowego niemowlęcia żeby wyjść na piwo lub powyższa siedmiolatka nimi są. 
Trudny wybór sukni ślubnej dla Cioci Asi, więc ekipa liczna, parzysta. Dwie dorosłe i dwie małe. Właściciel salonu mniej entuzjastyczny niż my. Najważniejsze, że Panna Młoda olśniewająca!






Wakacje w lesie. Skrawki.